Moja żona, Beata ciągle marzła. Bardzo często w domu zakładała dodatkowy, bardzo długi, wełniany sweter. Na dwór praktycznie nie wychodziła bez dodatkowego długiego rękawa czy chusty do zarzucenia na ramiona, nawet jeśli większość ludzi chodziła w krótkim rękawku. Przez lata nasłuchała się komentarzy na temat swojego ubioru, których już miała serdecznie dość. Było jej niemalże ciągle zimno, nie licząc letnich miesięcy z temperaturą powyżej 25st.C przy bezwietrznej pogodzie. Często to odczucie zimna było nieadekwatne do warunków zewnętrznych, przez co było bardzo uciążliwe. Kiedy temperatury na dworze spadały w okolice 0st.C., to będąc na zewnątrz czuła, jak ją zatyka. Zupełnie, jakby zwężały się płuca, oskrzela, wszystkie kanaliki i pęcherzyki związane z oddychaniem, przez co automatycznie miała bardzo płytki i szybki oddech oraz problem z nabraniem większej ilości powietrza. Próbując wziąć głębszy oddech czuła dotkliwy ból w klatce piersiowej. Do tego dochodziło intensywne trzęsienie się z zimna, nad którym bardzo trudno było jej zapanować, co utrudniało mówienie. W minionych latach zmieniła dietę, unikała produktów wychładzających, stosowała dużo rozgrzewających przypraw, wcześniej próbowała medycyny chińskiej, ziół, akupunktury, a mimo to nie zauważyła zbytniej poprawy termiki ciała. Pewnego dnia usiadła koło mnie i powiedziała: „Ciągle mi zimno. Czy można coś z tym zrobić za pomocą hipnozy?”
Dzięki regresji hipnotycznej dotarliśmy do sytuacji inicjującej problem, którym w tym przypadku były okoliczności okołoporodowe:
- oddzielenie od mamy;
- obce, zimne, nieczułe dłonie pielęgniarki;
- wszechogarniające, przeraźliwe, sterylne, zimne warunki i światło;
- przenikliwy i paraliżujący strach, że mama zniknęła, że już nie wróci;
- miała poczucie, że jej życie zależy od obcych, zimnych rąk pielęgniarki, czuła paraliżujący strach, że zrobią jej krzywdę.
Neutralizując strach, fałszywe poczucie winy (że przez nią mama zniknęła) oraz szkodliwe generalizacje (przekonania), związane z tym, że ludzie są niebezpieczni, że mogą zrobić krzywdę, że świat jest zimny i niebezpieczny, że Beata jest w nim sama itd. zmieniliśmy tamten zapis w podświadomości. Patrząc teraz ile tego było i o jakim kalibrze, to nic dziwnego, że zioła, dieta, przyprawy, akupunktura itp. nie pomagały. Na początkowe pytanie Beaty: „Ciągle mi zimno. Czy można coś z tym zrobić za pomocą hipnozy?” mogę śmiało powiedzieć, że tak. Sesja hipnozy przyniosła jej dużo korzyści:
- minął miesiąc, zaczęły się listopadowe chłody, temperatura rankiem jest na poziomie około 5st.C, a moja żona nadal chodzi w przejściowej, wiosenno – jesiennej kurtce typu softshell. W poprzednich latach przy tej temperaturze chodziła już w grubej zimowej kurtce, sięgającej do połowy łydki, a i tak się trzęsła. Teraz chodzi w stosunkowo cienkiej kurtce, odczuwa rześkie zimno, ale może przy tym normalnie funkcjonować.
- trzęsawka z zimna została zastąpiona przez odprężenie, oddycha normalnie, cieszy się z jesiennych spacerów z psem.
- dla Beaty to jest olbrzymia poprawa jakości i komfortu życia.
- a dodatkowym skutkiem ubocznym tej sesji stała się większa otwartość w kontaktach z ludźmi, mniejsze izolowanie się od ludzi.
Podsumowując – sesja przyniosła zamierzony efekt. Co ciekawe, efekty terapii była w stanie zauważyć już pierwszej nocy. Zwykle wyglądało to tak, że przez pierwsze 10-15 minut zaczynało się drżeniem z zimna. Po terapii ten objaw ustąpił natychmiastowo, ku jej zaskoczeniu i niedowierzaniu. Utrzymuje się do dzisiaj.
Przeczytaj także: